poniedziałek, 4 lipca 2016

Attempt IX

Poranek. To dziś.
Wiedziałam tylko, że przyjadą do nas "fachowcy". Będą mnie testować i sprawdzać czy nadaję się do zabrania do Rosarii.
Szczerze mówiąc bardzo się bałam, nie widziałam czego mogłam się spodziewać.
Po raz pierwszy wstałam wcześniej od Gabriela. Rano wzięłam prysznic i zrobiłam samodzielnie śniadanie. Chłopak przyszedł do kuchni kiedy zagotowała się woda w czajniku.
- Kawy? - zapytałam zauważając go wchodzącego do pomieszczenia.
- Chętnie. - podszedł do zlewu i umył zaspaną twarz zimną wodą. Ja w tym czasie zalałam wrzątkiem dwa kubki z kawą. - Co dziś tak wcześnie? - podniosłam wzrok, woda skapywała mu po nosie i brodzie.
- Obudziłam się i nie mogłam już zasnąć. - odpowiedziałam mu krótko.
- Właściwe to nie dziwię ci się. Dziś masz swój wielki dzień. - podkreślił dwa ostatnie słowa po czym podszedł i objął mnie od tyłu. - Nie denerwuj się. Na pewno wszystko nam się uda. - zamruczał mi do ucha po czym delikatnie przejechał mi dłonią po włosach. Niewinny gest sprawił, że na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka. Uwielbiam go. Przymknęłam oczy i pochyliłam głowę oczekując kolejnego ruchu ale nic takiego się nie wydarzyło. Chłopak wziął jeden kubek z blatu i usadowił się obok mnie.
- Mmmm, ładnie pachnie. - upił łyk i wstał, żeby zjeść śniadanie które mu zostawiłam. Ja sama udałam się do biura. Chwyciłam książkę pierwszą z brzegu i usiadłam na krześle, jedynym w tym pokoju.
Okazało się, że wziąłem książkę o tytule "Siła Trucizny" znajdowały się w niej trucizny wywołujące mnóstwo różnych efektów. Był podział na dzieci, ludzi w wieku młodym, dojrzałych i starszych. Był też dział z truciznami dla zwierząt. Otworzyłam książkę na chybił trafił i przeczytałam zawartość strony. Trafiłam na truciznę z podobnymi właściwościami co pigułka gwałtu dość popularna w moich czasach. Przeczytałam skład i okazało się, że gdybym dłużej nad tym posiedziała być może udałoby mi się samej taką zrobić. Ale po co...
Zaczęłam przeglądać kolejne książki. Znalazłam kilka kryminałów i nawet parę romansów ale nic co by mnie zainteresowało.
Nie mogłam już wytrzymać w jednym miejscu więc poszłam poszukać Gabriela.
- Jak myślisz długo i mi jeszcze zejdzie? - zapytałam zauważając go podlewającego kwiaty na parapecie w sypialni.
Nie rozumiałam czemu to robił.
Jeśli wszystko dobrze pójdzie to jeszcze dziś wieczorem będziemy w Rosarii. Dom zostanie opuszczony i nie będzie kto miał się opiekować kwiatami.
- Nie chcę cię martwić ale już powinni tu być. - odpowiedział mi. - Dostałem instrukcje: przyjadą do nas do południa. Jeśli tak się nie stanie będzie to jednoznaczne z tym, że coś się stało i nie dotrą tu.
Przerwał przerywając podlewanie kwiatów i spoglądając na mnie.
- Zostało pół godziny.
To było najdłuższe pół godziny w moim życiu.
Nikt do nas nie przyjechał. Nikt się nie pojawił, a ja po dwóch godzinach spędzonych na wpatrywaniu się w okno straciłam nadzieję.
- Przykro mi. - usłyszałam z za uchylonych drzwi. Chłopak wszedł do pomieszczenia żeby znaleźć się obok mnie. - Nie sądziłem, że tak się stanie. Jutro rano wyruszymy w drogę. Pomożesz mi w przygotowaniach? - zapytał, a ja kiwnęłam w milczeniu głową. Co innego mi pozostawało.

czwartek, 3 marca 2016

Preparation VIII

Następne dni były bardzo przyjemne chociaż ciężkie.
Nabrałam masy, a moje mięśnie zaczęły nabierać kształtu.

Codziennie rano rozciągaliśmy się w ogrodzie. Jedliśmy wspólnie śniadanie i studiowaliśmy plany różnych ośrodków.

Gabriel uczył mnie o gospodarowaniu przestrzeni. Dowiedziałam się dużo o survivalu.

Co dwa dni chodziliśmy do lasu i
próbowaliśmy w praktyce sztuczki, których uczył mnie chłopak.

-Dobrze Ci idzie. - powiedział kiedy wróciliśmy z codziennego wieczornego biegania. - Zostało nam już tylko 5 dni.

- Ach. Szybko minęło. - westchnęłam.

Całymi popołudniami uczyłam się sztuk walki tak żeby poradzić sobie w starciu innymi ludzmi.

Gabriel opowiadał mi o obozach ludzi którzy przetrwali do tej pory. Mówił, że jeśli im się to udało muszą być bardzo silni. W końcu 3 lata to nie tak mało.

Podobno wielu z tych ludzi nie zawachałoby się żeby nas zabić i odebrać nam to co będziemy mieli przy sobie.

Ludzie wrocili do sowojej egoistycznej natury.
Odezwał się w nich instynkt przetrwania.

Wciąż trudno jest mi wyobrazić sobie taki świat. Czasem mam wrażenie, że to jeden wielki żart i za chwilę moi szkolni przyjaciele wyskoczą zza drzewa krzykną "dałaś się wkręcić!" i zabiorą mnie do domu.

Tylko, że jeszcze wtedy nie było najgorzej. W ciągu tych dwóch tygodni z Gabrielem było fantastycznie. Miałam pod dostatkiem jedzenia. Miałam towarzystwo chociaż to była tylko jedna osoba ale bardzo się z nim zżyła przez ten krótki czas.
No i miałam dach nad głową. Ciepłe łóżko. Wodę w kranie. Kapcie na nogach. To bylo trochę jak dwutygodniowe wakacje z naturą. Po prostu przez większość czasu uczyłam się walki i zasad survivalu.

Był ostatni dzień przed naszym odejściem.

Spędziliśmy wspólnie 13 wspaniałych dni. Nauczyłam się mnóstwa nowych rzeczy.

Mocno zmieniłam swoje myślenie.

Raz nocowaliśmy w lesie bo chłopak chciał mi pokazać jak yo będzie wyglądało podczas naszej podróży. Nie było łatwo. Miałam problem z rozpaleniem ognia ale w końcu mi się udało. Poraniłam sobie ręce bo nieuważnie wsadziła je w oset. Na wieczornym polowaniu wywróciłam się i spłoszyłam królika, którego Gabriel chciał zjeść na kolację. A po zmroku jakieś trzy razy musieliśmy sprawdzać otoczenie naszego obozu bo sznurek z puszkami nie wystarczał. Co prawda rościągnięty wokół obozu informował nas o ewentualnym zagrozeniu, mimo to niektóre zwierzaczki były bardzi mądre. Na szczęście jakoś przetrwaliśmy tę noc. I z licznymi ranami wróciłam do naszego domku.

Gabriel swoimi sposobami szybko wyleczył moje skaleczenia. Było dobrze.

Przez ostatnie 3 dni omawialiśmy trasę, którą będziemy szli do Rosarii.

Na pytanie dlaczego właściwie ktoś od nich nas stąd nie odbierze Gabriel odparł, że też wolałby tą opcję.

Według niego to taki sprawdzian: "zobaczymy czy sobie poradzisz, czy warto było cię hodować"

Bałam się. Nie miałam pojęcia czy sobie poradzę ale naprawdę cieszyłam się, że mam go przy sobie.

Droga naszej podróży była już zaplanowana. Gabriel i kilku fachowców ją układało.

Wybierali miejsca postoju co około 30 kilometrów tak żebyśmy mogli odpocząć i schronić się gdzieś na noc.

Pierwszego dnia mieliśmy do przejścia 20 km. Mieliśmy wyruszyć o 5 rano tak żeby zaoszczędzić trochę czasu i zdarzyć przed zachodem słońca.
Dzień wcześniej odbyliśmy trening i spakowaliśmy plecaki.

Dostałam strzelbę i dwa pistolety. Do tego mnóstwo naboi i kilka noży różnej wielkości i z różnym przeznaczeniem.

Zapakowaliśmy wszystko niezbędne. Czyli ubrania, jedzenie, leki i broń.

Do tego śpiwory i w drogę.

Tej nocy spałam bardzo spokojnie. Miałam głęboki, piękny sen.

Hike VII

 *Pierwsza wersja tego rozdziału miała ok. 1500 słów i składała się z dokładnego rozwinięcia sytuacji niżej opisanych. Niestety nie mogłam go dodać ponieważ chwilę przed publikacją niechcący go usunęłam. Ten rozdział jest takim ostrym streszczeniem tego co się wydarzyło w pierwszej wersji.*

Rano Gabriel przyszedł mnie obudzić ale już nie spałam. Zrobił mi jajecznicę na śniadanie.
Potem oglądaliśmy nagrania z kamer ulicznych z dni po wybuchu epidemii. To było straszne. Ludzie zachowywali się jak zwierzęta. Rzucali się na siebie i mordowali się gołymi rękami. Krew była wszędzie.

Chłopak zauważył, jakie wyrażenie wywarły na mnie filmy i stwierdził, że przez wrażliwość będzie mi trudnej.

Zaproponował spacer do lasu. Wybraliśmy się tam zaopatrzeni w plecach i strzelbę, które miał Gabriel i nóż który dał mi.

Podczas tego wyjścia dużo rozmawialiśmy, bardzo dobrze nam to szło. W lesie postanowiliśmy poczekać owoców aż trafiliśmy na jagody.

Kiedy nazbieraliśmy prawie całą reklamówkę owoców udaliśmy się nad małą rzekę żeby umyć ręce.

Kątem oka zauważyłam dziwny ciemny kształt za krzakami. Chłopak stanął przede mną ze strzelbą w gotowości. Owy gość szybko przeszedł do ataku. Wyłonił się zza krzaków i rzucił na mojego towarzysza. Ten bez ostrzeżenia strzelił do stwora, który padł trupem.

Zwierzę wyglądało okropnie. Przypomniało wielkiego psa z długimi kłami, przekrwionymi oczami. Miał wystające żebra i chude łapy. Musił długo głosować.

Zbyt długo wpatrywałam się w ciało mutanta. Kiedy Gabriel dotknął mojego ramienia by zabrać mnie z miejsca, ja pomyliłam się i zwymiotowałam. Wszystko co miałam do tej pory w żołądku znalazło się na mchu.

Poczułam się zażenowana. Nie dość, że zwymiotowałam z. TAKIEGO powodu to jeszcze Gabriel to widział.

Kiedy stałam pochylona łzy zaczęły zbierać mi się w oczach.

Chłopak pogłaskał mnie po plecach i podał chusteczkę. Wytarłam je, a potem wypłukałam jeszcze woda z butelki, którą od niego dostałam.

Po chwili, kiedy się uspokoiłam ruszyliśmy z powrotem do domu.

Bardzo szybko minęła mi droga powrotna. Byłam zbyt zmęczona na rozmowę.

Kiedy znaleźliśmy się w domu umyłam się tylko i zasnęłam praktycznie od razu.

wtorek, 5 stycznia 2016

Security VI

Wyszłam boso na korytarz i stanęłam przed drzwiami, zapukałam.
-Proszę - usłyszałam i pewnie weszłam do pomieszczenia.
Gabriel stał przodem do okna, tym samym do mnie był odwrócony tyłem. On też się przebrał. Miał na sobie teraz szarą przyległą koszulkę i te same białe spodnie. Zlustrowałam jego ciało. Chude nogi, fajny tyłek, szczupła talia m, szerokie ramiona. Zbyt idealny.
Podeszłam powoli do biurka i stanęłam sztywno. Chłopak odwrócił się i uśmiechnął do mnie. Nie wiedziałam jak zareagować więc tylko spojrzałam na niego pytającym wzrokiem.
- Co tam widzisz? - odważyłam się.
- Nic, ale dla nas to bardzo dobrze. - oparł się tyłem o parapet - usiądź - pokazał mi krzesło i dokładniej mi się przyjrzał.
Wykonałam polecenie ale obchodząc biurko zorientowałam się, że nie nałożyłam stanika. Ups. Na szczęście koszulka, którą na sobie miałam była dość luźna ale mogłam przysiąc, że sutki się odznaczają. Brawo mi.
- Postaram Ci się wszytko wyjaśnić jak najdokładniej ale słuchaj uważnie. Otóż Magdaleno...
- Ugh - przestałam mu - przepraszam ale jestem całkiem nie przyzwyczajona do tej formy mojego imienia, to zbyt oficjalne. Nawet Magda byłoby lepiej. - może marudzę i zwracam uwagę na szczegóły no ale Magdalena, no proszę...
- Dobrze, a więc Magdo. 3 lata temu po świecie rozeszły się nowe wirusy zbierając żniwo śmierci na wszystkich kontynentach. Te wirusy pozbawiły życia 30% ludności świata. Pół roku później pojawił się kolejny nieznany wirus również śmiertelny. Ten jednak różnił się tym, że po śmierci ludzki mózg wciąż pracował tracąc świadomość, możliwość odczuwania emocji i uczuć. Najzwyczajniej zrobił z ludzi umarłe zwierzęta.
Ci kierowani główną potrzebą zaspokojenia głodu poczęli zabijać niezarażonych ludzi. Przez to w ciągu roku zginęło ok. 93% ziemskiego społeczeństwa.
Większość z tych choć martwa pozostała na nogach. - Wpatrywałam się w niego i czułam jakby opowiadał mi jakąś przerażającą bajeczkę. Jakie 3 lata temu? On to wymyślił czy jak? - Wirus zaczął mutować i niektóre osobniki są jakby supertrupami, mogą biegać, skakać, potrafią nawet wdrapać się po drabinie. Na szczęście tych jest bardzo mało i zazwyczaj są samotnikami.
Wirus przenosi się przez krew. Dlatego zazwyczaj kiedy człowiek zostanie zraniony przez takowego trupa - zaraża się. Wirus ujawnia się od 2-5 godzin. Objawia się osłabieniem organizmu, wielkim bólem głowy i za niską temperaturą. - zrobił przerwę żeby zwilżyć usta językiem - Przez ostatnie 2 lata ludzie którzy przeżyli starali się wyneść szczepionkę na ten wirus albo jakiś sposób pozbycia się go. Nie przyniosło do zbytnio skutku. Ocalali pobudowali obozy, w których się skupili. Najczęściej na wsiach, w lasach i małych wioskach. I tam próbują przeżyć.
Kiedy wirusy zaczęły szaleć kilku naukowców postanowiło wybrać i "uśpić" 6 młodych osób tak by za 3 lata się obudziły i kontynuowały swoje życie. Wybrali osoby które były całkiem zdrowe i nie miały rodzin. Każdy z nich urodził się 1999 roku, 6 lub 7 miesiąca i został uśpiony w wieku ukończenia 16 lat. Każdy z nich ma obudzić się 3 lata później tego samego dnia w którym zasnął. Przez ten czas byli w stanie uśpienia. Mieli automatycznie doprowadzane pożywienie. Nie starzeli się. Ty byłaś jedną z tych osób.

Co.

Zamurowało mnie.

-Eee... czekaj co? Przespałam osiemnastkę?
Chłopak roześmiał się lekko.
- No to wygląda. Chociaż zależy jak kto patrzy. W końcu wyglądasz i Twój organizm jest w wieku 16 lat.
- Nieźle.
- Tak w ogóle. Wszystkiego Najlepszego - nie przestawał się uśmiechać. Racja, dzisiaj moje urodziny. Ale które? 16 czy 19?
-Dziękuję - odpowiedziałam cicho.
Jak to możliwe że jeszcze 2 godziny temu widok tego chłopaka mnie przyprawiał mnie o dreszcze. Teraz czuję się przy nim tak bezpiecznie.
Nie mam pojęcia czy coś z tego co przed chwilą powiedział jest prawdą ale to nie miało dla mnie znaczenia. Dowiem się. Nie wiem dlaczego nie czułam potrzeby wątpienia w to.
- Chcę żebyś mi to udowodnił. - powiedziałam.
- Udowodnię Ci każde moje słowo. Tylko potrzebuję czasu. Mam dwa tygodnie żeby Cię poznać i oswoić z sytuacją. Nie będziemy się spieszyć. Wyruszymy aż będziesz gotowa.
- Gdzie wyruszymy? - czy naprawę on ma już wszystko zaplanowane?
- Do Rosarii. To ogromne centrum badań. To w tym miejscu ocalali naukowcy starali się znaleźć sposób żeby jakoś rozwiązać ten syf.
To kompleks wielu budynków, jeden mieszkalny, a reszta to głownie laboratoria. Leży trochę ponad 200 km stąd. Za dwa tygodnie przyjadą strażnicy z Rosarii i jeden z lekarzy, który stwierdzi czy jesteś na tyle "bezpieczna" żeby Cię tam zabrać. Już razem z nimi musimy dotrzeć do Rosarii. Zostaniesz zbadana i spotkasz się z pozostałą 5 wybudzonych. O ile mi wiadomo za 3 dni obudzi się
ostatnia osoba.
Każda z nich znajduje się ponad 200 km od Rosarii, dostała opiekuna, który ma ich przygotować. W Twoim przypadku jestem nim ja.
- Jesteś moim opiekunem?
- Nie musisz mnie tak nazywać ale to jest moja rola. Od tej pory będę Ci towarzyszyć. Nawet kiedy będziemy już w Rosarii.

Ucichł. Nie wiedziałam co na to odpowiedzieć. Nie wiedziałam czy to prawda. No bo ile są warte jego słowa?
Staliśmy tylko w milczeniu i patrzyliśmy sobie w oczy. Te jego oczy... To nie było niezręczne. Było normalne. Ludzkie.

-Pewnie jesteś głodna. Chodź. - skierował się ku drzwiom i wyszedł, a ja za nim.
Kiedy byliśmy już w kuchni usiadłam na jednym ze stołków przy blacie, a chłopak zaczął szperać w lodówce. Wyciągnął mnóstwo składników, w tym warzywa.
-Lubisz naleśniki? - zapytał znów na mnie spoglądając. Zauważył że uważnie mu się przyglądam - Tak, to mój naturalny kolor. - Machnął głową tak, że pojedyncze kosmyki zsunęły mu się na czoło. W jaki sposób one mogą być tak fantastycznie jasne? - Taa, nikt nie wierzy. To jak, naleśniki?
- Mhmmm - pokiwałam tylko głową.
Zaczął robić ciasto.
- Jestem tu od 5 dni. Rok temu przybyłem do Europy ze Stanów. Byłem wtedy z grupą ocalałych. 3 z nich było żeglarzami. Wzięliśmy znalezioną w porcie łódź, zebraliśmy zapasy i wyruszyliśmy. Już i tak nie mieliśmy nic do starzenia. Było nas 12 osób. Mężczyźni i kobiety w różnym wieku. - zaczął smażyć naleśniki - Podróż była ciężka. Moim przeznaczeniem nie jest życie na wodzie. Jedna z nas tego nie przetrwała. Miała na imię Carol. Byliśmy blisko... - przerwał na chwilę i spojrzał na podłogę albo swoje gołe stopy - Pewnego ranka po prostu się nie obudziła. Umarła we śnie. Długo się po tym zbieraliśmy. Bardzo dużo dla nas zrobiła ale nie mogliśmy się poddać. Udało się. Dopłynęliśmy do Europy. Koczowaliśmy. Byliśmy ciągle w ruchu. Co kilka nocy zatrzymywaliśmy się w jakiś opuszczonych budynkach żeby odpocząć i uzupełnić zapasy. Kiedy dotarliśmy do Rosarii była nas już tylko czwórka. Wszyscy pozostali zginęli podczas podróży. W większości przez kontakt z zarażonymi. - usmażył drugiego naleśnika i położył go na talerzu, po czym zajął się przygotowywaniem warzyw.
- W Rosarii nas przyjęli. Zbadali nas bo byliśmy w okropnym stanie. Zadbali o nasze zdrowie fizyczne i psychiczne. Po trzymiesięcznej terapii zacząłem z nimi współpracować. Dołączyłem do strażników, jeździłem na wypady różnego rodzaju: po żywność, ubrania, meble i różne inne wyposażenie. Czasem wysyłali nas w poszukiwaniu ludzi. W końcu w grupie siła. - ułożył warzywa na naleśniku i zawinął go - Proszę - przysunął mi talerz i delikatnie się uśmiechnął - Tak było do tej pory. Tydzień temu otrzymałem to zadanie, no i jestem. - Usiadł na przeciwko mnie, po drugiej stronie blatu i zaczął jeść swojego naleśnika.

Po kolacji pozwolił mi się położyć, a sam poszedł pod prysznic. Szybko nie zasnęłam. Słuchałam płynącej wody w łazience. Dopiero kiedy usłyszałam jak przechodzi do swojej sypialni zapadłam się w błogi sen.

sobota, 26 grudnia 2015

Anxiety V

Miałam ochotę krzyczeć chociaż stał dość daleko ode mnie i pozornie nie zagrazal mi. Nikt sie nie ruszal. Stalismy tak wpatrzeni w siebie odlegli o jakieś 10 metrów. Bardzo dziwne doświadczenie.
Był taki...

piękny.


To najlepsze słowo jakie przychodzi mi na myśl kiedy na niego patrzę. Jest wysoki, ma przerażająco bladą skórę, włosy bielsze od śniegu. A na nim dlugi biały płaszcz i pod spodem cienka biała koszulka i białe spodnie. Stopy miał bose.

Wyróżniał się tak strasznie z całego tła, patrzyłam na niego i podziwiałam jego piękno. W końcu poruszył się i zaczął iść ku mnie. Poruszał się tak zwinnie i delikatnie. Nie było słychać żadnych kroków.
Podszedł za blisko. W panice zrobiłam krok w tył ale na nic więcej nie było mnie stać.
-Nie bój się.- stanął prosto jakieś pół metra ode mnie. Ten głos! Brzmiał tak wspaniale i męsko. Miałam wrażenie, że już kiedyś go słyszałam. Unikałam jego wzorku.
-Zza-blissko - syknęłam na jednym wydechu. Nie ruszyło go to. Ciągle na mnie patrzył.
Postanowiłam odważyć się i podniosłam wzrok.
JEGO OCZY! czerwone! Jego oczy były czerwone. Ale nie takie jak na śmiesznych soczewkach. Czerwone jak krew.

Byłam przerażona. Ledwo stałam na nogach i zaczęłam się delikatnie trząść.
- Witaj. - szepnął swoim nieziemskim głosem. Nie otrzymał odpowiedzi więc postanowił kontynuowac. - Jestem Gabriel - na jego twarzy zagościł delikatny uśmiech. - Jak masz na imię moja droga?
Fuck. Próbowałam się uspokoić. I powiedzieć coś sensownego ale nie za bardzo mi to wyszło.
-Emm... co to za miejsce...mm...? - wydukałam ledwo słyszalnie.
-Wszystko Ci wyjaśnię ale pozwól mi poznać swoje imię. - dzielnie trwał przy swoim.
-Mmm...Magda - odpowiedziałam w końcu.
-Magdalena - powiedział chłopak jakby mrucząc. Przybliżył się do mnie i przytulił mnie. Co właśnie robi ten pieprzony anioł?!
Zaskoczona tak gwałtownym okazaniem czułości z jego strony spiełam się i zesztywniałam.
- Spokojnie. Jesteś tutaj bezpieczna. - zamruczał mi do ucha. Przez csłe moje ciało przeszedł dreszcz i wiem że to poczuł. Lekko się rozluźniłam ale i tak nie mogłam się ruszyć.
- Co robisz? - wydusiłam w końcu z siebie.
- Dawno nikogo tu nie było. Chciałem się przywitać. - odwiedział ale ja i tak nie zrozumiałam nic z tego.
Po kilku minutach stawnia w ciszy odsunal się ode mnie i uśmiechnął - Dziękuję, że mnie nie odepchnęłaś.
Nie ma sprawy. I tak nie miałabym odwagi żeby to zrobić.
- Chodź do domu. - zachęcił mnie skinieniem głowy i ruszył do budynku, a ja nie wiedząc co ze sobą począć ruszyłam za nim.
- Wiem, że już tu byłaś ale pozwól, że Cię oprowadze. - powiedział kiedy byliśmy już w środku.
- Tu gdzie jesteśmy jest salon. - Czyli pokój z drzwiami ze szkła przez ktore weszliśmy. Właściwie 3 ściany były ze szkła. W dużym pomieszczeniu na środku stała czarna sofa przed nią stolik z debowego drewna a na jednej ścianie ze szkła wisiał telewizor.

- Tu jest łazienka - uchylił dzwi do pierwszego pomieszczenia po prawej stronie korytarza. Nieduża ale w dobrym stylu. Czarne plytki na podłodze i ścianach do tego szeroki prysznic. Dalej w korytarzu znajdował się pokój biurowy, czyli biurko stojące na środku pokoju otoczone regułami książek niezła biblioteka.
Kolejnym pomieszczeniem była kuchnia. Ładna w kolorach jasnej zieleni z długim blatem i rzędem pojedynczych szafek. Obok sporego okna stała lodówka oblepiona kolorowymi magnesami. Tu znajdowały się drzwi wejściowe do domu. Po drugiej stronie korytarza był jakby mały składzik z tektórowymi pódłami. A kolejne dwa pomieszcznia były sypialniami. Obie miały duże małżeńskie łóżka i garderobę.
Dom był bardzo przytulny. Podobało mi się tu.
- Tutaj możesz spac Ty - powiedział mój towarzysz kiedy oglądałam drugą sypialnię.
- A Ty? - spojrzałam na niego pytającym wzrokiem.
- Ja będę w pokoju obok - przekrzywił śmiesznie głowę - Proponuję żebyś się odświeżyła. Ubrania możesz brać z szafy, gdybyś czegoś potrzebowała będę w biurze. Jak będziesz gotowa przyjdź to wyjaśnię Ci resztę. - uśmiechnął się do mnie znowu i kiedy skinęłam głową odwrócił się i wyszedł.
Postanowiłam zrobić jak mówił. Weszłam do garderoby i przejrzałam rzeczy. Było tam mnóstwo ubrań. Właściwe większość mi się podobała. Wybrałam jakąś luźną czarną bluzkę bez rękawów, granatowe spodnie i ruszyłam do łazienki. Zamknęłam się w pomieszczeniu. Wzięłam prysznic. Przejrzałam szafki. Tutaj też było wszystko dobrze zaopatrzona. Mimo że zauważyłam kilkanaście opakowań z mydłem na najbiższej pułce i przynajmiej z siedem pudełek z golarkami. Po co mu tego aż tyle? Wytarłam się jednym z ręczników i ubrałam. Posuszyłam moje ciemne długie włosy ręcznikiem i wróciłam do przydzielonego mi pokoju. Odłożyłam ubrania na łóżko, a buty postawilam obok. Nie wiedząc co dalej ze sobą zrobić ruszyłam w stronę pokoju w którym miał znajdować się chłopak.

~ ~ ~
Przy okazji chciałam was zaprosić na wattpada gdzie też wstawiam to opowaidanie, nazywam się tam: yukinesh, a opowiadanie jest pod tym samym tytułem czyli: There was never enought. Zapraszam c:

piątek, 11 grudnia 2015

Threatened IV

Dom prezentował się bardzo dobrze. Nie wyglądał na opuszczony. Mimo krotkiej trawy i zadbanych kwiatów przed budynkiem nie wyróżniał się z pośród innych domów. Dziwne.
"Co począć" Pomyślała i zaczęła robić wolne kroki w stronę tajemniczego budynku. Przeszła przerz skrzypiacą furtkę i poczuła dreszcz na plecach, coś ją zaniepokoilo ale nie miała pojęcia co.
Weszla na drewnianą werandę otoczoną barierka, na której znajdowały się drzwi wejsciowe. Rozejrzala się wokoło czy aby na pewno jest sama ale nikogo nie zauważyła.
Zapukala do drzwi. Cisza. Spróbowała znów. Cisza. Pociągnęła je za klamkę, a one ustąpiły i uchyliły sie przed nią. Niepewnie popchnela je dalej i weszła w głąb pierwszego pomieszczenia.
Panował tu półmrok ale wszystko bylo widać. Ogarnelo ją porozne poczucie bezpieczeństwa. Znajdowała się w przyjemnym korytarzu skapanym w ciepłych barwach które zaczaily się przeciskajac promienie słońca przez jasne rolety w pomieszczeniach po lewej stonie korytarza. Weszła głębiej do domu. W ostatnim największym pomieszczeniu były szklane drzwi prowadzace na taras.
 Dreszcz wstrzasnął jej ciałem. Znów czuła się obserwowana. Uchyliła przeszklone dzwi i wyszła na dwór. Dopiero teraz zauważyła jak duża była różnica w jasności w pomieszczeniu i na zewnątrz, ponieważ chwilę trwało nim jej oczy przyzwyczaiły się do jasności dnia. Rozejrzala się w około. Za domem znajdował sie ogród. Mnóstwo gesto zarosnietych owocowych drzewek, grządki warzyw i mała fontanna nna srodku łącząca wszystkie alejki. Otoczenie było bardzo ładne i zadbane.
 W pewnej chwili zauważyła ruch. Skierowala głowę w tamta stronę i ujrzałam go. Stał tam z wzrokiem utkwionym we mnie.

sobota, 7 listopada 2015

Found III

Po około pół godzinie siedzenia w bezruchu na zimnej ziemi spróbowała się podnieść ale bez powodzenia. Jej ciało było tak skostniałe, że nie dała rady unieść się na nogach. Przestała się już trząść ale chłód jaki owiał jej ciało był nie do zniesienia. Nie było jej zimno ale jej organizm to odczuwał. Czuła się jakby ktoś ją zamroził. Mam dość pomyślała. Pochyliła się do przodu, podparła rękami o ziemię i jęcząc z bólu zaczęła niezgrabnie się podnosić, traciła powoli siłę w rękach ale nie poddawała się. Po kilku próbach udało jej się stanąć na chwiejnych nogach.
 Co dziwne rozejrzała się wokół siebie dopiero pierwszy raz. Budynek z którego wyszła znajdował się przy asfaltowa drodze, obok nie było innych budynków. Był bardzo dziwny. Długi i płaski ciągnący sie w przestrzeni za siebie bez końca. Przed nią za drogą rozciągały się ogromne pola uprawne, teraz już puste bo była wczesna jesień. Po jej prawej stronie droga kończyła się na linii horyzontu, a po lewej stronie w oddali malowało się kilka niewyraźnych sylwetek domów mieszkalnych.
 Dziewczyna nie oglądając się ruszyła w ich stronę, musi się dowiedzieć gdzie jest i co ma robić. Musi zrobić cokolwiek zanim zajdzie słońce.
 Przemieszczała się bardzo powoli ledwo poruszając obolałymi kończynami. Spojrzała w dół i zauważyła, że nigdy wcześniej nie widziała tych ubrań. Miała na sobie czarne spodnie idealnie dopasowane do jej nóg, tak jakby były stworzone specjalnie dla niej. Na nogach miała sportowe granatowo szare buty. Na ciemną koszulkę miała narzuconą czarna luźną kurtkę, która również była do niej dopasowana.
 Włożyła ręce do kieszeni żeby sprawdzić czy ma coś przy sobie. Oh poczuła pod palcami dziwne urządzenie i wysunęła je powoli z kieszeni. Na początku miała problem z określeniem czym owa rzecz jest ale po chwili zauważyła mały guziczek jakby nad uchwytem i nacisnęła go. Narządzenie drgnęło ale nic poza tym, przesunęła dziwną małą wajchę znajdującą się obok guziczka, a z urządzenia wysunęło się ostrze no tak. To był mały nóż sprężynowy. Jak on się tam znalazł zastanawiała się, ale nie to było teraz najważniejsze. Zamknęła i schowała nożyk z powrotem do kieszeni i wyciągnęła kolejną rzecz, o którą obił się nóż kiedy go wkładała. Była to przeźroczysta zielonkawa zapalniczka, pełna płynu. Do czego mi zapalniczka? Nic nie rozumiała. W drugiej kieszeni miała paczkę jednorazowych chusteczek.
 Postanowiła sprawdzić jeszcze wewnętrzną stronę kurtki. To był dobry pomysł bo okazało się że ma tam męski materiałowy portfel, a w nim papierowe banknoty z jakąś kartką. Było na niej napisane "budynek 34". Obejrzała dokładnie karteczkę ale nic więcej na niej nie było. Przeliczyła banknoty, okazało się że ma 16 stówek. Co to za pieniądze?!
 Przejrzała dokładnie portfel ale nie znalazła nic więcej prócz metalowej wsuwki do włosów.
Podniosła głowę i ujrzała pierwszy budynek, który był jakieś 30 metrów przed nią. Zauważyła na nim tabliczkę z napisem "ul. Sacka 26". Szła dalej czytając tabliczki na kolejnych budynkach, teraz znajdujących się już po obu stronach ulicy. Nigdzie nie widziała żadnych ludzi ale domy wyglądały na zamieszkane. Kolejny dom miał numerek 34. Zatrzymała się i sięgnęła do kieszeni po karteczkę. Zgadza się...