wtorek, 5 stycznia 2016

Security VI

Wyszłam boso na korytarz i stanęłam przed drzwiami, zapukałam.
-Proszę - usłyszałam i pewnie weszłam do pomieszczenia.
Gabriel stał przodem do okna, tym samym do mnie był odwrócony tyłem. On też się przebrał. Miał na sobie teraz szarą przyległą koszulkę i te same białe spodnie. Zlustrowałam jego ciało. Chude nogi, fajny tyłek, szczupła talia m, szerokie ramiona. Zbyt idealny.
Podeszłam powoli do biurka i stanęłam sztywno. Chłopak odwrócił się i uśmiechnął do mnie. Nie wiedziałam jak zareagować więc tylko spojrzałam na niego pytającym wzrokiem.
- Co tam widzisz? - odważyłam się.
- Nic, ale dla nas to bardzo dobrze. - oparł się tyłem o parapet - usiądź - pokazał mi krzesło i dokładniej mi się przyjrzał.
Wykonałam polecenie ale obchodząc biurko zorientowałam się, że nie nałożyłam stanika. Ups. Na szczęście koszulka, którą na sobie miałam była dość luźna ale mogłam przysiąc, że sutki się odznaczają. Brawo mi.
- Postaram Ci się wszytko wyjaśnić jak najdokładniej ale słuchaj uważnie. Otóż Magdaleno...
- Ugh - przestałam mu - przepraszam ale jestem całkiem nie przyzwyczajona do tej formy mojego imienia, to zbyt oficjalne. Nawet Magda byłoby lepiej. - może marudzę i zwracam uwagę na szczegóły no ale Magdalena, no proszę...
- Dobrze, a więc Magdo. 3 lata temu po świecie rozeszły się nowe wirusy zbierając żniwo śmierci na wszystkich kontynentach. Te wirusy pozbawiły życia 30% ludności świata. Pół roku później pojawił się kolejny nieznany wirus również śmiertelny. Ten jednak różnił się tym, że po śmierci ludzki mózg wciąż pracował tracąc świadomość, możliwość odczuwania emocji i uczuć. Najzwyczajniej zrobił z ludzi umarłe zwierzęta.
Ci kierowani główną potrzebą zaspokojenia głodu poczęli zabijać niezarażonych ludzi. Przez to w ciągu roku zginęło ok. 93% ziemskiego społeczeństwa.
Większość z tych choć martwa pozostała na nogach. - Wpatrywałam się w niego i czułam jakby opowiadał mi jakąś przerażającą bajeczkę. Jakie 3 lata temu? On to wymyślił czy jak? - Wirus zaczął mutować i niektóre osobniki są jakby supertrupami, mogą biegać, skakać, potrafią nawet wdrapać się po drabinie. Na szczęście tych jest bardzo mało i zazwyczaj są samotnikami.
Wirus przenosi się przez krew. Dlatego zazwyczaj kiedy człowiek zostanie zraniony przez takowego trupa - zaraża się. Wirus ujawnia się od 2-5 godzin. Objawia się osłabieniem organizmu, wielkim bólem głowy i za niską temperaturą. - zrobił przerwę żeby zwilżyć usta językiem - Przez ostatnie 2 lata ludzie którzy przeżyli starali się wyneść szczepionkę na ten wirus albo jakiś sposób pozbycia się go. Nie przyniosło do zbytnio skutku. Ocalali pobudowali obozy, w których się skupili. Najczęściej na wsiach, w lasach i małych wioskach. I tam próbują przeżyć.
Kiedy wirusy zaczęły szaleć kilku naukowców postanowiło wybrać i "uśpić" 6 młodych osób tak by za 3 lata się obudziły i kontynuowały swoje życie. Wybrali osoby które były całkiem zdrowe i nie miały rodzin. Każdy z nich urodził się 1999 roku, 6 lub 7 miesiąca i został uśpiony w wieku ukończenia 16 lat. Każdy z nich ma obudzić się 3 lata później tego samego dnia w którym zasnął. Przez ten czas byli w stanie uśpienia. Mieli automatycznie doprowadzane pożywienie. Nie starzeli się. Ty byłaś jedną z tych osób.

Co.

Zamurowało mnie.

-Eee... czekaj co? Przespałam osiemnastkę?
Chłopak roześmiał się lekko.
- No to wygląda. Chociaż zależy jak kto patrzy. W końcu wyglądasz i Twój organizm jest w wieku 16 lat.
- Nieźle.
- Tak w ogóle. Wszystkiego Najlepszego - nie przestawał się uśmiechać. Racja, dzisiaj moje urodziny. Ale które? 16 czy 19?
-Dziękuję - odpowiedziałam cicho.
Jak to możliwe że jeszcze 2 godziny temu widok tego chłopaka mnie przyprawiał mnie o dreszcze. Teraz czuję się przy nim tak bezpiecznie.
Nie mam pojęcia czy coś z tego co przed chwilą powiedział jest prawdą ale to nie miało dla mnie znaczenia. Dowiem się. Nie wiem dlaczego nie czułam potrzeby wątpienia w to.
- Chcę żebyś mi to udowodnił. - powiedziałam.
- Udowodnię Ci każde moje słowo. Tylko potrzebuję czasu. Mam dwa tygodnie żeby Cię poznać i oswoić z sytuacją. Nie będziemy się spieszyć. Wyruszymy aż będziesz gotowa.
- Gdzie wyruszymy? - czy naprawę on ma już wszystko zaplanowane?
- Do Rosarii. To ogromne centrum badań. To w tym miejscu ocalali naukowcy starali się znaleźć sposób żeby jakoś rozwiązać ten syf.
To kompleks wielu budynków, jeden mieszkalny, a reszta to głownie laboratoria. Leży trochę ponad 200 km stąd. Za dwa tygodnie przyjadą strażnicy z Rosarii i jeden z lekarzy, który stwierdzi czy jesteś na tyle "bezpieczna" żeby Cię tam zabrać. Już razem z nimi musimy dotrzeć do Rosarii. Zostaniesz zbadana i spotkasz się z pozostałą 5 wybudzonych. O ile mi wiadomo za 3 dni obudzi się
ostatnia osoba.
Każda z nich znajduje się ponad 200 km od Rosarii, dostała opiekuna, który ma ich przygotować. W Twoim przypadku jestem nim ja.
- Jesteś moim opiekunem?
- Nie musisz mnie tak nazywać ale to jest moja rola. Od tej pory będę Ci towarzyszyć. Nawet kiedy będziemy już w Rosarii.

Ucichł. Nie wiedziałam co na to odpowiedzieć. Nie wiedziałam czy to prawda. No bo ile są warte jego słowa?
Staliśmy tylko w milczeniu i patrzyliśmy sobie w oczy. Te jego oczy... To nie było niezręczne. Było normalne. Ludzkie.

-Pewnie jesteś głodna. Chodź. - skierował się ku drzwiom i wyszedł, a ja za nim.
Kiedy byliśmy już w kuchni usiadłam na jednym ze stołków przy blacie, a chłopak zaczął szperać w lodówce. Wyciągnął mnóstwo składników, w tym warzywa.
-Lubisz naleśniki? - zapytał znów na mnie spoglądając. Zauważył że uważnie mu się przyglądam - Tak, to mój naturalny kolor. - Machnął głową tak, że pojedyncze kosmyki zsunęły mu się na czoło. W jaki sposób one mogą być tak fantastycznie jasne? - Taa, nikt nie wierzy. To jak, naleśniki?
- Mhmmm - pokiwałam tylko głową.
Zaczął robić ciasto.
- Jestem tu od 5 dni. Rok temu przybyłem do Europy ze Stanów. Byłem wtedy z grupą ocalałych. 3 z nich było żeglarzami. Wzięliśmy znalezioną w porcie łódź, zebraliśmy zapasy i wyruszyliśmy. Już i tak nie mieliśmy nic do starzenia. Było nas 12 osób. Mężczyźni i kobiety w różnym wieku. - zaczął smażyć naleśniki - Podróż była ciężka. Moim przeznaczeniem nie jest życie na wodzie. Jedna z nas tego nie przetrwała. Miała na imię Carol. Byliśmy blisko... - przerwał na chwilę i spojrzał na podłogę albo swoje gołe stopy - Pewnego ranka po prostu się nie obudziła. Umarła we śnie. Długo się po tym zbieraliśmy. Bardzo dużo dla nas zrobiła ale nie mogliśmy się poddać. Udało się. Dopłynęliśmy do Europy. Koczowaliśmy. Byliśmy ciągle w ruchu. Co kilka nocy zatrzymywaliśmy się w jakiś opuszczonych budynkach żeby odpocząć i uzupełnić zapasy. Kiedy dotarliśmy do Rosarii była nas już tylko czwórka. Wszyscy pozostali zginęli podczas podróży. W większości przez kontakt z zarażonymi. - usmażył drugiego naleśnika i położył go na talerzu, po czym zajął się przygotowywaniem warzyw.
- W Rosarii nas przyjęli. Zbadali nas bo byliśmy w okropnym stanie. Zadbali o nasze zdrowie fizyczne i psychiczne. Po trzymiesięcznej terapii zacząłem z nimi współpracować. Dołączyłem do strażników, jeździłem na wypady różnego rodzaju: po żywność, ubrania, meble i różne inne wyposażenie. Czasem wysyłali nas w poszukiwaniu ludzi. W końcu w grupie siła. - ułożył warzywa na naleśniku i zawinął go - Proszę - przysunął mi talerz i delikatnie się uśmiechnął - Tak było do tej pory. Tydzień temu otrzymałem to zadanie, no i jestem. - Usiadł na przeciwko mnie, po drugiej stronie blatu i zaczął jeść swojego naleśnika.

Po kolacji pozwolił mi się położyć, a sam poszedł pod prysznic. Szybko nie zasnęłam. Słuchałam płynącej wody w łazience. Dopiero kiedy usłyszałam jak przechodzi do swojej sypialni zapadłam się w błogi sen.